Co to jest witarianizm
Witarianizm jest formą radykalnego weganizmu, dietą polegającą na spożywaniu wyłącznie surowych produktów, które można czasem podgrzać, ale tylko do temperatury 42 stopni. Dlaczego akurat taka temperatura? Ano, bo jest to podobno maksymalna temperatura w cieniu, osiągana przez powietrze na sawannie. Jedzenie surowizny ma długą historię, można by powiedzieć prehistorię, ale witarianizm jako świadomy wybór czasów nowożytnych pojawił się w XIX wieku w Szwajcarii i Niemczech, na fali ruchu Lebenstreform propagującego “powrót do natury”. Głównym propagatorem nowej diety był Maximilian Bircher-Brenner, szwajcarski lekarz i dietetyk. Dr Bircher-Brenner “wynalazł” jedzenie surowego musli i propagował raczej dietę wegetariańską. Inni zwolennicy powrotu do natury dopuszczali jedzenie mięsa, ryb i jaj, na surowo, oczywiście. U podstaw diety witariańskiej legło przekonanie, że człowiek jest takim samym zwierzęciem, jak inne, a przecież “zwierzęta nie gotują jedzenia” (dr Bircher-Brenen).
Witarianizm – brykanie po sawannie
Współcześni witarianie, choć istnieją wyjątki, są zazwyczaj weganami. Ograniczają się do spożywania surowych roślin. Brak obróbki termicznej eliminuje z diety witariańskiej wszystkie rośliny strączkowe (z wyjątkiem młodego groszku cukrowego), bo na surowo zjeść się ich nie da. W świecie witarian nie ma pieczywa ani makaronu, czyli “zapychaczy” dających uczucie sytości i energię na dłuższy czas. Tłuszczu dostarczają witarianom nasiona roślin oleistych (słonecznik, sezam, dynia) i orzechy, są to jednak ilości naprawdę skromne. W diecie witariańskiej nie ma też zup, herbaty i naparów ziołowych, bo ich przygotowanie wymaga temperatury wyższej niż na sawannie. Witarianie świadomie skazują się na niedobory wapnia, cynku i żelaza, nienasyconych kwasów tłuszczowych i witamin rozpuszczalnych w tłuszczu. Z białkiem też najlepiej nie jest – żeby w pełni zaspokoić zapotrzebowanie organizmu trzeba by pożerać od 2,5 do 4 kg żywności dziennie. Nie jest to łatwe. Ani zdrowe.
Ogień – ludzie – ewolucja
Nasi przodkowie, ci najbardziej odlegli w czasie, byli wyposażeni w ostre kły i siekacze, długi przewód pokarmowy i niewielki mózg. Byli przystosowani do spożywania tego, co da natura: korzonków, padliny, ptasich jaj, owoców, nasion traw. Gdy nauczyli się polować, jedli mięso. Oczywiście surowe. Opanowanie ognia stanowiło przełom w ewolucji i w rozwoju cywilizacji. Archeologia i antropologia fizyczna dostarczają wiedzy na temat rozwoju człowieka jako gatunku. Stąd wiemy, że z czasem stępiły nam się zęby, ewoluował układ pokarmowy i znacznie “urósł” mózg.
Trudno dziś orzec, czy to zmiana diety wpłynęła na ewolucję, czy ewolucja wymusiła zmianę diety. Dość, że ludzie zaczęli piec, smażyć i gotować. I “surowizna” powoli znikała z menu. Był to długi proces ewolucyjno-cywilizacyjny. Naukowcy przypuszczają, że homo erectus używał ognia już prawie dwa miliony lat temu. A homo sapiens, którego pojawienie szacuje się się na jakieś 250 000-200 000 lat temu, posługuje się ogniem od około 200 000 lat. Jedzenie pożywienia poddanego obróbce termicznej szybko stało się normą, choć pewne rzeczy spożywało się wciąż na surowo. Np. jajka. Omlet wymyślono znacznie później.
Witarianizm – plusy i minusy
O minusach było już wyżej, o niedoborach w zakresie witamin, minerałów, tłuszczów i białek. Niedobór wapnia zwykle skutkuje próchnicą i problemami kostnymi. Witarianie, zwłaszcza ci początkujący cierpią na zaburzenia trawienia – wzdęcia, gazy, biegunki. Ale przecież rzeczywistość nie jest czarno-biała, surowe jadło zachowuje więcej witaminy C, enzymów roślinnych, minerałów i smaków. Dieta witariańska jest świetną dietą odchudzającą, pod warunkiem odpowiedniej suplementacji. Jedzenie surowych produktów oczyszcza organizm i przywraca mu równowagę kwasowo-zasadową, daje też poczucie przyjemnej lekkości. W lecie dieta witariańska jest doskonałym wychładzaczem. Są więc i plusy. Witarianizm to dobry pomysł na eksperyment z dietą i własnym organizmem, ale raczej kiepski jako stałe rozwiązanie dietetyczne.
A co na to Ajurweda?
Ajurweda uważa, że naturalnym pożywieniem człowieka są posiłki gotowane, pieczone, poddane obróbce termicznej, które najlepiej spożywać na ciepło. Ponieważ jedną z podstaw dobrego zdrowia jest, według Ajurwedy, dobre trawienie, należy zadbać o to, żeby dostarczać organizmowi produktów łatwych do strawienia. Surowe dodatki do posiłków są właśnie tym, czym mają być – dodatkami. Ale w dobrze skomponowanym posiłku nie powinno ich zabraknąć. W Indiach są to zwykle świeże pomidory, ogórki, rzodkiew, cebula, chili, marchewka. Na surowo spożywamy też większość owoców, choć niektórym typom organizmu lub w przypadku wystąpienia określonego vikriti zaleca się spożywanie owoców duszonych, pieczonych lub gotowanych. Osoby, których prakriti (doszę) określa się jako vata powinny w zasadzie niemal całkowicie zrezygnować z jedzenia surowizny.
Zwolennicy witarianizmu uważają, ze jedzenie poddane obróbce termicznej traci część witamin, enzymów i minerałów. Jest to prawda, jednak żaden z nich pożytek, jeśli organizm nie jest w stanie prawidłowo przetrawić i przyswoić pokarmu. Ajurweda o jakimkolwiek rodzaju pożywienia nie mówi, że jest niewłaściwe. Wszystko bowiem zależy od indywidualnej sytuacji, od prakriti, vikriti, klimatu, pory roku, rodzaju wykonywanej pracy, nawet od czynników psychologicznych.
Surowizna – jeść czy nie jeść
Surowe produkty wzmacniają element powietrza i eteru, dlatego też “surowa” dieta jest często stosowana przez joginów i ascetów, którzy pragną być bardziej zanurzeni w świecie ducha. Niektórzy z nich poprzestają na owocach i ziarnach, inni ograniczają się wyłącznie do picia mleka. Również dawni eremici chrześcijańscy stosowali prostą dietę witariańską, czyniąc wyjątek jedynie dla chleba eucharystycznego. Praktykującym jogę “cywilom” Ajurweda doradza od czasu do czasu witariańskie oczyszczanie organizmu. Najlepszą porą do eksperymentu z witarianizmem jest wiosna. Osoby typu vata muszą przy tym zachować szczególną ostrożność.
Surowe pożywienie powinno być obecne w zrównoważonej diecie, gdyż dostarcza dużo witamin, enzymów i minerałów, nie mówiąc już o całej gamie smaków, zapachów i kolorów. Jednak jego ilość nie powinna przekraczać 10-20%. Eksperymentując z surowym pożywieniem powinniśmy pamiętać o podsycaniu ognia trawiennego, a możemy to zrobić używając ziół i przypraw. Na przykład imbiru, chili, cynamonu, kurkumy, tymianku, bazylii czy rozmarynu.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat surowego jedzenia, polecam artykuł pani Geety Vary, która prezentuje otwarte i tolerancyjne podejście Ajurwedy do wybieranych przez nas sposobów odżywiania, pod warunkiem zachowania umiaru, równowagi i zdrowego rozsądku.
https://www.geetavara.co.uk/blog-2/2019/7/22/the-ayurvedic-perspective-on-raw-foods
A w tej samej zakładce możecie też przeczytać o robiącym furorę wśród miłośników Ajurwedy na Zachodzie khichri: www.blog.misjahttps://blog.misjaajurweda.pl/khichri-super-food-zdrowe-jedzenie/
